Strony

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział I: Minjun, nuna i pierwsze kroki.

  Wyskoczyłam z metro, niczym oparzona gorącym naczyniem, po czym zbierając swoje wyrzucone walizki z ziemi, klęłam pod nosem po polsku. Westchnęłam i wyjęłam z kieszeni płaszcza żółtą karteczkę, na której miałam zapisany bodajże adres. Dlaczego ,,bodajże''? Odpowiedź jest prosta - byłam przygotowana na Japonię i język japoński, a nie Koreę. Wszystko byłoby dobrze, gdybym umiała choć podstawowe zwroty. Co więcej, gdybym potrafiła rozczytać hangul, jakoś bym sobie poradziła. Każdy chyba się domyśli, że alfabetu koreańskiego też nie umiałam.
 - Excuse me... - Podeszłam do nieznanego mi mężczyzny, od którego byłam wyższa o co najmniej piętnaście centymetrów (W balerinach). - Are...
  Zanim mogłam cokolwiek dokończyć, Koreańczyk prychnął i ruszył w stronę schodów. Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy i po chwili w geście poddania, opadłam na walizki. Oparłam się o zimną, kafelkową ścianę i zamknęłam oczy. ,,Co los przede mną szykuje, że dotarłam do Korei, zamiast do Japonii?'' - Tak. Zadawałam sobie to pytanie co kilka minut, jak nie sekund.
  Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzdychając, spojrzałam na wyświetlacz, odblokowując go przy okazji.
 Klaudia: Dotarłaś?
  Uśmiechnęłam się do wyświetlacza. Czyli mam w Polsce kogoś, kto martwiłby się gdyby zabrała mnie koreańska mafia.
  Gdy już miałam sie zabierać za odpisywanie na wiadomość, dostałam drugą.
 Zuza: Oddychasz jeszcze?
  Oraz mam też kogoś, kto razem ze mną chciałby zostać przez tą mafię porwany.
  Odpisałam na dwie wiadomości i wyłączyłam telefon. Co powinnam teraz zrobić? To nie było USA, czy UK, gdzie jakoś można byłoby się dogadać, znaleźć drogę. Jak w Azji nie znasz języka, to gdy idziesz na przód, to niewiadomo, czy wyjdziesz tam gdzie chciałaś, czy do przechowywalni tymczasowych bezdomnych o zapachu-wiadomo-jakim.
 Klaudia: Skoro nie znasz języka, to idź do informacji. Tam się dogadasz po angielsku, przynajmniej...Tylko mi nie mów, że na to nie wpadłaś. 
 Ty: Brawo! Gdybym jeszcze w tym wielkim centrum dupiastych hanguli wiedziała, gdzie jest ,,informacja''. 
  Westchnęłam po raz kolejny tej nocy i wstałam z walizek. Pociągnęłam je za sobą i ruszyłam w stronę najbliższych schodów. Byłam w korytarzu, jedyną o innym kolorze włosów i oczu, plus jedyną kobietą, która mierzyła więcej niż metr sześćdziesiąt siedem. Zapewne cieszyłabym się jak pięcioletnie dziecko, które dostanie zabawkę z górnej pułki - w końcu otaczają mnie sami Azjaci, gdyby nie cały dzień podróży i tyle zmian.

  Wyszłam po dwudziestu minutach poszukiwań ,,wyjścia'', na świeże powietrze i podziękowałam policjantowi, który umiał co nieco angielskiego. Ukłoniłam się lekko i podeszłam pod przystanek autobusowy. Usiadłam na ławce obok małej staruszki i oparłam głowę o szybę przystanku. Przyjrzałam się niebu i uśmiechnęłam sama do siebie. Koreańskie niebo było zupełnie inne, niż nasze w Polsce. Nie wiedziałam, jak jest to możliwe - po prostu było. Cała sytuacja, czy atmosfera. Byłam w końcu w Korei, to przecież drugie państwo, które chciałam tak bardzo odwiedzić (Zaraz po Japonii). Po kilku minutach poczułam jak powieki zaczynają mi opadać, a sama przestałam nawet protestować. Do jasnej cholery, byłam zmęczona, w końcu tyle się zdarzyło. Szkoda, że byłam na przystanku autobusowym, gdzie byłam narażona na wszelkie niebezpieczeństwa, ale lepsze to niż nic. W końcu nie miałam pojęcia gdzie jestem i gdzie mam się skierować.
  Gdy zamknęłam już swoje oczy, nie minęło pięć minut, a już mnie ktoś chciał budzić. Na wpółprzytomna próbowałam zidentyfikować postać człowieka, a potem jak się okazało dwóch mężczyzn, ale nikt mi nikogo z moich znajomych nie przypominał. Ach, no właśnie. Byłam w Korei.
  O jezu.
 - O matko! - krzyknęłam, podrywając się z ławki i potykając się o swoje własne walizki, upadłam.
 - Ehhh... - Usłyszałam za mną, jakiś męski pomruk.
  Rozmasowując sobie dłonie, obróciłam głowę w stronę dwóch mężczyzn i rozpoznałam tamtego policjanta w jednym z nich. Drugi zaś nie był Azjatą, pewnie pochodził z zachodu. Spojrzałam zdziwiona gdy podał mi rękę i uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym pomogłam sobie wstać. Gdy odwołał dawniejszego policjanta po koreańsku, złapałam za walizkę i już miałam zamiar iść szukać innego miejsca, gdy złapał mnie za rękę.
 - Jestem Adam, pamiętasz? Adam Gos?
  Oniemiałam, gdy zaczął do mnie mówić w moim ojczystym języku. Szczęście? Traf? Los? Może wręcz przeciwnie?
 - Pani Kuprys, tak? - Skinęłam głową, odpowiadając mu tym na pytanie. Uśmiechnął się do mnie szeroko i złapał za moją walizkę. - Miałaś u mnie wynajmować mieszkanie.
  Gdy dokładnie przeanalizowałam jego słowa, otworzyłam szerzej oczy i krzyknęłam ze zdumienia. Pobiegłam za nim, po czym jeszcze raz wróciłam na przystanek, po torbę, której zapomniałam i wróciłam szybko do niego. Faktycznie, mężczyzna z którym kontaktowałam się przez kakaotalka w sprawie mieszkania w Korei, nazywał się Adam. To przez niego moje plany co do Japonii, zmieniły się w jeden dzień.
 - Pojedziemy wprost do mojego mieszkania, a na następny dzień dopiero uzgodnimy co i jak, dobrze?
 - Jasne, tylko... mogę wiedzieć jedno?
 - Pytaj.
  Poprawiłam pasek od torby na ramieniu, po czym zmrużyłam oczy.
 - Czy przyjechałam tutaj na długo?
  Spojrzałam na niego, oczekując jasnej i logicznej odpowiedzi, bo tylko takie teraz mogłam zrozumieć. Jutro może mi strzelać zagadkami z familiady i milionerów, ale teraz mój mózg po tylu godzinach jazdy, lotów i biegania z sektorów do sektorów, nie działał tak jak powinien. A co otrzymałam w odpowiedzi? Łobuzerski uśmiech i nic więcej. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już siedziałam w jego aucie. Miękki materiał siedzenia podziałał na mnie, jak płachta na byka. Moja głowa automatycznie opadła na szybę, a oczy przykryły powieki. Nie interesowało mnie już w sumie nic, tylko to, że leżałam na miłym siedzeniu, w aucie było ciepło i leciała cicha, spokojna muzyka. Nic więcej.
  Chociaż nie.
  Był jeszcze jeden plus - KOREA.


    Poczułam jak ktoś dotyka mojej ciepłej skóry, delikatnym czymś. Ściągnęłam brwi do siebie i mruknęłam. ,,Coś'' przejechało delikatnym czymś wzdłuż mojej twarzy, jakoby badało każdą kość, każdy cal mojej skóry. Zaczęłam się naprawdę wybudzać ze snu, dodatkowo ciekawość czym jest to miłe coś, nie pozwalała mi dalej rozkoszować się ciepłym i wygodnym miejscem, na którym spałam. Otworzyłam lekko oczy, a słońce natychmiastowo zaczęło mnie bombardować. Zmrużyłam je nieco, po czym pewniej już otworzyłam je szeroko. Nagle ,,miłe coś'' zniknęło i usłyszałam jakiś szmyr za kanapą. Zdziwiona nachyliłam się i jeszcze bardziej wprawiona w otępienie, zdałam sobie sprawę, że na podłodze siedzi małe dziecko, wpatrujące się we mnie jak w ósmy cud świat. Dziewczynka, byłam tego pewna. W dodatku azjatycka dziewczynka, o krótko ściętych włosach, zaplecionych w dwa warkoczyki i wielkich, ciemnych oczach. Odsunęłam się nieco, aby nie przestraszyć już całkowicie dziecka.
 - Emmm... - mruknęłam coś, a ona zadrżała i nieco przestraszona, uciekła z pokoju.
  Osunęłam się na żółtej sofie i westchnęłam. Nie leżałam jednak tak długo, gdyś zdałam sobie sprawę, co tak właściwie robię i gdzie jestem. Usiadłam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Mały pokoik, sofa, biurko i szafa. Tyle. Mimo wszystko bardzo przytulny i ciepły. Czyżby to był cały ten pokój, który miałam wynajmować u tego mężczyzny. Wstałam i ruszyłam w stronę otwartych drzwi, a następnie skierowałam się w stronę najjaśniejszego pomieszczenia. Gdy tylko weszłam, jak się domyśliłam - do salonu, mój brzuch dał o sobie znać. Niezadowolona wygięłam usta w grymasie, a następnie skierowałam się tam, gdzie wyczułam zapach kurczaka.
  Weszłam do kuchni zrobionej całej w białych kaflach i ze wstawkami, oraz szafkami z sosnowego drewna. Promienie słoneczne padały na owoce, których jeszcze nigdy w życiu nie widziałam na oczy. Odwróciłam głowę w prawą stronę, chcąc zobaczyć co się kryje po tamtej stronie, ale zaraz po tym krzyknęłam przerażona i wleciałam na stolik.
 - Jezu chryste!
  Odpowiedział mi tylko śmiech. Kobiecy śmiech. Stała przede mną Azjatka, o długich, czarnych włosach i w białej sukience. Uśmiechała sie promiennie i chowała coś za swoimi plecami, jak później się okazało, była to dziewczynka sprzed chwili. Miałam już się odezwać, ale przypomniałam sobie, że mam do czynienia z Koreańczykami, więc zapewne nikt mnie tu nie zrozumie, oprócz Pana Adama.
 - Proszę się nie bać. Usiądź przy stole.
  Usiadłam, ale prędzej ze zdziwienia, niżeli z dobrowolnej woli. Mówiła perfekcyjnie po polsku, per-fek-cyj-nie! To było zdumiewające, nawet nasze zmiękczenia i inne trudniejsze litery, które zawsze sprawiały problem obcokrajowcom, wychodziły jej niezwykle gładko i normalnie.
  Nagle zaśmiała się i podeszła do kuchenki, przewracając coś z boku na bok.
 - Jestem Koreanką, ale mówię po twoim języku. Zasługa męża. Jeżeli będziesz miała jakieś problemy, zwracaj się do mnie, lub do Adama. Chociaż myślę, że Adam będzie cały czas zajęty, dlatego bardziej możesz liczyć na mnie. - Podniosła wzrok znów na moją twarz i pomachała przede mną porem, a ja zamrugałam dwa razy. -  No, już. Ocknij się. Co chcesz na śniadanie, kochanie?
  Otworzyłam buzię, aby coś powiedzieć, ale nadal nie mogłam wydusić ani słowa. Jestem w Korei i rozmawiam z Koreanką po polsku. Było to nieco...niespotykane. Chociaż dla sytuacji, w której się znalazłam, było idealnie.
 - A-ach! - zająkałam się, gdy pacnęła mnie łyżką, uśmiechając się lekko. - No więc, jeżeli można prosić...znaczy, może sama sobie coś zrobię.
 - Dzisiaj jesteś jeszcze uważana za gościa, jutro już wszystko będziesz mogła robić sama. Mów co chcesz.
  Przybliżyłam się do stołu i położyłam złączone dłonie na blacie, po czym zaczęłam sie zastanawiać. Raczej nie zjem tego samego, co u nas w Polsce, a za bardzo koreańskich dań nie znałam, więc co miałam odpowiedzieć?
 - Może po prostu zrobię ci bap ze słodkimi owocami? Czyli innymi słowy, ryż z owocami. Będziesz się musiała nieco przyzwyczaić do naszej kuchni, dlatego najpierw zaserwuje ci coś słodkiego.
 - Jasne, zjem wszystko, co mi Pani poda. - odpowiedziałam, nie kryjąc swojego zadowolenia.
  Boże, umiałam się porozumieć!
 - Ach! Nie per Pani, to mnie postarza. Mów na mnie Rin, moje pełne imię to Yeonrin, ale będzie ci łatwiej wołać na mnie Rin.
  Kiwnęłam głową, chociaż już teraz wiedziałam, że i tak będę na nią wołała Pani. Nie umiałabym się chyba do niej zwracać jak do swojej znajomej.
  Znajomej...
 - O cho... - Chciałam krzyknąć na cały dom, ale zacięłam się w pół słowa, gdy ujrzałam małą, która obserwowała mnie zza lady. Zamknęłam szybko buzie, aby nie dokończyć słowa i skierowałam wzrok na Rin. - Macie tu może komputer, albo coś?
  Zaśmiała się, po czym kiwnęła głową.
 - Wiesz, dziwne by było, gdyby mąż informatyk nie miał w domu komputera. Salon i skręć w prawo, będziesz miała małe biuro męża.
 - Dobrze, dziękuję bardzo. - Pochyliłam się nieco w geście podziękowania i ruszyłam tam, gdzie miałam zastać komputer.

  Po kilku minutach siedziałam na kanapie, wpatrując się w dwie rozmawiające przede mną brunetki. Konferencja na skypie nie miała trwać długo, dlatego zastanawiało mnie jedno - dlaczego rozmawiały o sobie, o najmniej ważnych sprawach, a nie o tym, że przykładowo - przeżyłam?
 - Hej? Dziewczyny? - spytałam, zbliżając się do kamerki.
 - A...no tak, później pogadamy. Wracając, gdzie ty tak właściwie jesteś?
  Zamknęłam oczy i westchnęłam. Uniosłam dłonie ku górze, w geście pokazania im, gdzie jestem, po czym wzięłam się za opowiadanie.
 - No więc za bardzo nie wiem, DLACZEGO tutaj jestem, ale jestem.... - gdy spojrzałam na ich poważne miny, zagryzłam wargi i kontynuowałam. - No wiecie, w Seulu. Miałam być w Japonii jeszcze tego dnia, a wszystko się jakoś tak pokomplikowało, że dotarłam do Korei.
 - No i jak się czujesz? - spytała Klaudia, uśmiechając się do mnie łagodnie, a gdy już jej miałam odpowiedzieć, to ta druga przerwała...dosyć wymownie.
 - Gdzie z takimi pytaniami; ,,Jak się czujesz?'', ,,Ojojoj, wszystko ok?''! Ona jest wśród Azjatów, a ta się pyta jak się czuje.
 - Znaczy no...bo wiesz, przebyła dość długą drogę. - odpowiedziała jej, po czym znów kompletnie o mnie zapomniały.
 - Stoop! - podniosłam głos nieco już zdenerwowana.
 - Ach...no tak.
 - No..mów dalej.
 - No więc. - wypuściłam powietrze, po czym spojrzałam już na twarze na skypie nieco łagodniej. - Dopóki nie zarobię...a nadal nie wiem, jak to zrobię, ale! Nie teraz. Dopóki nie zarobię, mamy tylko kontakt przez komórki. Gdy już zarobię, kupię laptopa i będziemy mogły się normalnie kontaktować.
 - Przecież to miną wieki.
 - Nie no, Zuzka, weź nie przesadzaj. Jakoś sobie poradzę i kasę uzbieram. -  Podrapałam się z tyłu głowy i uniosłam wzrok na nadchodzącą małą. Uśmiechnęłam się do niej, a ta tylko ukryła się za kredensem. - Dobra, muszę kończyć. Odezwę się później!
  Pomachały mi na zakończenie, po czym wyłączyłam program i cały komputer. Mała nadal się mnie bała, w sumie nic dziwnego. Na jej miejscu miałabym tak samo. Weszłam do kuchni i uśmiechnęłam się niepewnie do Rin, po czym przysiadłam się do jedzenia, które na pewno już wystygło.
 - Słyszałam, że będziesz chciała znaleźć sobie pracę? - zapytała, myjąc naczynia, nawet się do mnie nie odwracając.
 - No tak...muszę jakoś zarabiać, spłacić mieszkanie u państwa i w ogóle na życie w Korei.
  Nastąpiła chwila ciszy, po czym gdy usłyszałam jak zakręca kran, uniosłam wzrok na jej osobę, która stała już przede mną.
 - Lubisz dzieci?
  W tym momencie wyobraziłam sobie swoje znajome, które próbują odwrócić uwagę moją od dzieci. Moje kąciki ust automatycznie podjechały ku górze. ,,Lubię dzieci'' to za mało powiedziane, ale raczej ukryje ten fakt przed Rin, ażeby mnie czasem nie wyrzuciła z mieszkania.
 - Oczywiście, szczególnie małe. Rozważałam kiedyś nad pracą z dziećmi, ale nie wiem, czy bym podołała. A dlaczego Pani pyta?
 - Jeżeli byś chciała, mogłabyś mi pomagać w przedszkolu. Dostałabyś pieniądze oczywiście, za wykonaną pra... - Chciała dokończyć, ale przerwałam jej machinalnie, podskakując lekko na krześle.
 - W przedszkolu?
 - Tak, coś nie tak?
 - Nie,nie,nie! Wszystko ok! Jak najbardziej mogłabym Pani pomagać, nawet za darmo. Od kiedy mam zacząć?
  Zaśmiała się idealnie, po czym przerzuciła swoje włosy na lewy bok i zamyśliła się. Zdjęła fartuch i powiesiła go na małym wieszaku obok lodówki, a potem skinęła na mnie, obdarzając mnie szerokim uśmiechem. O jezu, jak ja współczuję Adamowi. Mieć taką żonę, to cud, ale też i przekleństwo. W końcu zapewne Rin ma wielu adoratorów, że jeszcze nie zzieleniał z zazdrości...podziwiam.
 - Chodź, to niedaleko. Pokażę ci co i jak. Pracę zaczniesz już od jutra.
  Przytaknęłam głową i wstałam od stołu, dziękując za śniadanie.

  Przedszkole znajdowało się zaledwie kilometr od domu. Mieścił się między placem zabaw, a wspaniałym parkiem, do którego obiecałam sobie, że kiedyś wejdę. Na razie pusty budynek, zapewne jutro wypełni się śmiechem i krzykami dzieci. Kolorowe ściany i okna, jak mają w zwyczaju mieć przedszkola, były ozdobione przeróżnymi malowidłami. W środku z trzy sale, plus dodatkowo szatnie i pokoje dla wychowawców. Z tego co się dowiedziałam, pracowała tu tylko Pani Yeonrin, dwa razy w tygodniu dwudziestokilkuletni Jun i od jutra ja. Dla mnie było to wręcz wybawieniem, przynajmniej udam błazna przed dwójką ludzi, a nie przed całą szkołą. Chociaż pozostawały jeszcze dzieci...ale chyba ujdzie mi to płazem...tak sądzę.
  Z drugiej strony...być wyśmianym przez dzieci...o matulu. Gorsi niż dorośli.
 - Pierwsze zajęcia rozpoczynają się o siódmej, więc musimy wstać o szóstej. Czyli będziesz musiała odsypiać po pracy, albo podczas leżakowania z młodszymi. - spojrzałam na nią, wprawiając jedną brew w ruch, a ta wybuchła śmiechem.
 - No co, możesz zawinąć się w kłębuszek, utulić podusie i iść spać. Jakby nie patrzeć, twój poziom inteligencji, jeżeli chodzi o koreański, jest na tym samym poziomie co przedszkolaków.
  Otworzyłam buzie ze zdziwienia, chcąc już coś powiedzieć, ale ta uniosła dłonie ku górze, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Ech....czyli muszę zaakceptować swoją ułomność?
  Gdy dotarłam do drzwi, zauważyłam że Pani Yeonrin stoi na placu zabaw i z kimś rozmawia. Zaczęłam kierować się niepewnie w jej stronę, po czym gdy uświadomiłam sobie, że ,,mój koreański jest na poziomie upośledzonym'', chciałam szybko wbiec w krzaki, ale Rin już mnie zauważyła i zawołała. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku, po czym ukłoniłam się nisko starszej kobiecie. Ukłoniła się również, a Yeonrin powiedziała coś po koreańsku, czego oczywiście nie zrozumiałam.
 - Paula, to jest Pani Minam. Jej chrześniak tutaj chodzi do przedszkola, bawi się tam na huśtawkach.
 - Uhh...powinnam coś powiedzieć?
  Spojrzała na mnie, po czym wygięła usta w uśmieszku i machnęła ręką.
 - Nie, nie. Nie trzeba. Idź do chłopca, może z nim się dogadasz.
  Spojrzałam na nią po raz kolejny tego dnia zdziwiona, po czym sama parsknęłam śmiechem. Nie ma to, jak porównywanie dziewiętnastolatki do przedszkolaka. Westchnęłam, po czym skierowałam się tam, gdzie mi poradziła. Malec zmienił karuzelę z huśtawki, po czym zaczął śpiewać jakąś koreańską piosenkę. Oczywiście - nawet tego nie zrozumiałam. Im byłam bliżej niego, ten zaczął wolniej sie kręcić na karuzeli. Zastanawiałam się, czy tak jak mała córka pani Rin ucieknie przede mną, czy zrobi coś innego. Ku zdziwieniu, zeskoczył zadowolony z karuzeli i podbiegł do mnie na swoich krótkich nóżkach. Zdziwiona, uklękłam przed nim i czekałam, aż coś zrobi. Gdy odezwał się do mnie po swoim ojczystym języku, wydałam z siebie tylko ciche ,,Eeee'' i uśmiechnęłam się lekko. Nagle podeszła do nas Pani Yeonrin, która okazała się być moim wybawieniem.
 - Paula, to jest Minjun. Pytał się ciebie ile masz lat.
  Wróciłam znów do małego, po czym chcąc mu wprost odpowiedzieć, uniosłam palec, a potem zamknęłam się naburmuszona. Lekcja języka koreańskiego będzie konieczna, jak nie więcej. Zamyśliłam się i wystawiłam przed siebie wszystkie palce, a potem zacisnęłam je w pięści i znów otworzyłam, lecz uginając jeden. Chyba zrozumiał, bo uśmiechnął się szeroko i uniósł kciuk ku górze, pokazując mi w ten sposób, że ,,jest dobrze''. Uśmiechnęłam się do niego, po czym spojrzałam na Rin, która odpowiedziała mi tym samym.
 - Nuna!
  Spojrzałam znów na Minjuna, który krzyknął coś zadowolony. Nuna...coś mi to mówiło.
 - Jesteś dla niego Nuną, czyli starszą siostrą. - Spojrzałam znów na Rin, która uśmiechała się szeroko. Kiwnęłam głową, po czym wyprostowałam się i podałam małemu rękę.
  Spojrzał na mnie nieco zdziwiony, po czym zaśmiał się głośno i przytulił się do moich kolan.
 - Nuna! Jesteś śmieszna!(*napisałam to w języku polskim, ale to co wypowiedział, tak naprawdę było w języku koreańskim^^)
 - Aaach?
  Poleciał szybko do chrzestnej i złapał ją za wyciągniętą dłoń, po czym zamachał jeszcze do mnie. Odmachałam mu i zwróciłam się znów do Yeonrin.
 - Mogę wiedziec, co powiedział?
 - Że jesteś śmieszna. - Parsknęła śmiechem, po czym zadowolona wzięła mnie pod ramię i ruszyła w stronę chodnika.
  Westchnęłam. Nie ma to, jak być śmieszną, starszą siostrą, która jest nawet na niższym poziomie od przedszkolaka.
  Jeszcze długa droga przede mną.
***
No więc tak.... jest xd pierwszy rozdział XD naszej kochanej trójki jeszcze nie ma, ale pojawią się xd szybciej niż sie spodziewacie xd chciałam ich dodać, a raczej Yongguka od razu w pierwszej części, ale pomyślałam, że byłoby to raczej za szybkie. No więc, mam nadzieję, że wszystko jest ok. Jeszcze nie poprawiam, ale wklejam ^^